Przemówienie papieża Pawła VI na Monte Cassino
"Pan ukazuje nam drogę życia"
Kościół potrzebuje i dzisiaj tej formy życia zakonnego, potrzebuje jej także i świat. Nowoczesny bowiem postęp, któremu zawdzieczamy namietne pragnienie być samym sobą, budząc je, równocześnie nas oszukuje. A ten właśnie głód prawdziwego osobistego życia zabezpiecza aktualność życia monastycznego.
Biegł człowiek w minionych stuleciach w ciszę klasztorną, tak jak pobiegł ku niej Benedykt z Nursji, by znależć samego siebie - "przed obliczem Najwyższego zamieszkał sam ze sobą", jak nam opowiada o tym św. Grzegorz Wielki, biograf św. Benedykta. Wtedy jednak ta ucieczka miała za przyczynę upadek więzi społecznej, katastrofę moralną i kulturalną świata, który już dla ducha ludzkiego nie gwarantował sumienia, postępu, współżycia: potrzeba było schronienia, by znależć bezpieczeństwo, spokój, studium, modlitwę, pracę, przyjaźń, zaufanie.
Dzisiaj nie brak, lecz przerost współżycia społecznego pociąga ludzi do tego samego schronienia. Napięcie, hałas, gorączka, formalizm, mnogość spraw są zagrożeniem wewnętrznego życia człowieka: brakuje mu ciszy z jej nieodstępnym słowem wewnętrznym. Brakuje mu uporządkowania, brakuje modlitwy, pokoju, brakuje mu samego siebie. By zdobyć znowu panowanie nad sobą i duchową radość, wypada mu szukać drogi do benedyktyńskiego klasztoru.
Odzyskawszy siebie samego w dyscyplinie monastycznej człowiek jest również odzyskany dla Kościoła. Mnich ma bowiem stanowisko wybrane w Ciele Mistycznym Chrystusa, zadanie jak najbardziej opatrznościowe i pilne. Macie przed sobą zadanie wielkie i wspaniałe: Kościół umieszcza was znów na świeczniku, abyście umieli oświecić cały "dom Boży" światłem nowej pedagogiki religijnej, którą Konstytucja soborowa "O świętej Liturgii" stara się wskrzesić w chrześcijańskim ludzie. Wierni wobec cennych i autentycznych tradycji, wrażliwi zarazem na religijne potrzeby naszego czasu, zasłużycie się jeszcze raz, wzbogacając duchowość Kościoła ożywczym prądem wielkiego waszego Nauczyciela.
Teraz nie chcemy mówic o zadaniu, które mnichowi - a zatem człowiekowi odzyskanemu dla samego siebie - może być nałożone nie tylko w stosunku do Kościoła, jak to już mówiliśmy, lecz także do świata, który opuścił, a z którym zostaje związany nowymi więzami powstającymi w nim przez sam fakt jego oddalenia się. Są to więzy kontrastu, podziwu, przykładu, możliwego wyznania i intymnej rozmowy, braterskiego uzupełnienia. Powiedzmy tylko, że ta zdolność uzupełniania przybiera tym więcej na znaczeniu, im większą odczuwa świat potrzebę wartości strzeżonych w klasztorze, jeśli tylko widzi je tam, nie jako wydarte mu, ale jako przechowane dlań, jemu ukazane i ofiarowane.
Dwie sa przyczyny, dla której pragniemy poważnej i cichej obecności św. Benedykta między nami. Jedną sprawa jest wiara, którą on wraz ze swym zakonem głosił. Drugą sprawą jest jedność, dla której Wielki Mnich, samotny i społeczny zarazem, wychował nam braci swoich - On, przez którego Europa stała sie chrześcijańska.
Wiara i jedność! To najlepsze rzeczy, których możemy pragnąć i wzywać dla całego świata. Nie ma problemu bardziej współczesnego i pilnego. Wiara i jedność - oto czego najbardziej potrzeba, oto co najbardziej korzystne dla pokoju.